Kumpel, były steward opowiadał co sie działo na marokańskich lotach.
Idzie sobie rodzinka z torbami, wtem kumpel zauważa że jedna z toreb jakoś dziwnie się porusza. Nic no, pomógł ją wrzucić do hatbina, ale patrzy uważnie... po jakimś czasie nie dość, że torba sie ruszyła, to zaczęła...
gdakać.
- Panie, otwórz pan te torbe.
No kurwa kura. Kure przemycali Sryanairem do Maroka.
Inną razą koniec marokańskiego lotu, apokalipsa jak ta lala, kumpel ze znajomym sprawdza samolot. Jedna z półeczek jest zamknięta więc wziął ją i otworzył a tam dziecko.
Rodzinka z ośmiorgiem dzieci wzięła i zapomniała. Jak je oddawali to specjalnie przejęta nie była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz