Mało kto o tym wie, ale załoga chemtrailsowa tak sobie dogaduje się z pilotami. Są oczywiście wyjątki od reguły, ale zasadniczo zazwyczaj czujemy do siebie odrazę bądź co najmniej lekką pogardę. Oni myślą, żeśmy puszczalskie, puste lafiryndy lecące na kasę, a my myślimy że to puszczalskie, puste lalusie z kupą kasy i wszyscy są z takiego obrotu spraw ogólnie zadowoleni.
Poranny lot gdzieś daleko, już kołujemy po lądowaniu, pierwszy oficer ma urodziny. No to co, to trzeba zabalować.
- Co chcecie do picia dziewczyny, kupię coś w bezcłowym. - powiedział sztucznie zniżając swój głos świeżo po mutacji.
- Cappucchino.
- Cappucchino.
- Cappucchino.
- Wszystkie chcą cappucchino - odpowiedziała główna przez interfon.
No i kupił. Jedno. I rozlał na 3 kubki.
Od tamtego czasu uważam, że rękoczyny to też przekonujący argument, a oblewanie krocza wrzątkiem powinno być niezbędnym punktem w kursie samoobrony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz